
Tak, niestety – ukradziono mi projekty. Sytuacja miała miejsce kilka dobrych tygodni temu, dlatego dzisiaj patrzę na to wszystko z dystansem, bez zbędnych emocji. Ale, kiedy dowiedziałam się o tej kradzieży to miałam ochotę napisać obszerny, rozżalony post. I dobrze, że poczekałam bo dzisiaj na spokojnie mogę Wam opisać o co chodziło i jak się sprawa zakończyła.
Ukradziono mi 2 projekty: Plakat z Chmurką i Plakat z Księżycem
Pewnego niedzielnego wieczoru koleżanka dała mi cynk – moje plakaty są wprowadzone do sprzedaży i wygląda to na kradzież. Zajrzałam na facebooka i moim oczom ukazały się moje plakaty wprowadzone do sprzedaży bez mojej wiedzy, pozwolenia, bez odpowiedniej licencji prawnej. Projekty, które są do pobrania na mavelo bezpłatnie, które można wykorzystywać w celach niekomercyjnych.
Ciśnienie podniosło mi się tak, że zasnęłam chyba o 2 w nocy. Miałam ochotę zadzwonić do tej osoby tu i teraz i zapytać, jaki prawem sprzedaje te projekty!? Pomyślałam, że zadzwonię rano. Ale sen ma to do siebie, że rano człowiek patrzy na pewne sprawy z większym dystansem, więc ułożyłam w głowie taki mini plan działania i konsekwentnie go zrealizowałam.
Sprawę uważam za zamkniętą, otrzymałam zadośćuczynienie, dlatego nie podam nazwy tej firmy. Każdemu może się podwinąć noga i nie oznacza to, że trzeba przez długie miesiące wyciągać jego brudy i źle mu życzyć. Bardzo dużo zależy od tego, jak ta druga strona zachowa się już w obliczu takiego kryzysu.
Krok po kroku – co dokładnie zrobiłam?
Wróćmy do tego felernego, niedzielnego wieczoru. Trzeba jakoś uporządkować te moje działania, bo może ktoś z zaglądających tu osób znalazł się w podobnej sytuacji i potrzebuje konkretów. Garść emocji zostawię na koniec wpisu Podkreślam jednak, że nie mam wykształcenia prawnego i pewnie każdy przypadek wygląda nieco inaczej. Ten mój przykład to sytuacja, w której czarno na białym miałam udokumentowaną kradzież moich projektów.
- Po tym, jak dostałam cynk od koleżanki, zrobiłam screeny z facebooka firmy XYZ, która sprzedawała moje projekty. Było to dla mnie dowodem w przypadku, gdyby sprawa trafiła do sądu.
- Sprawdziłam firmę, która dopuściła się tego nadużycia. Nazwa firmy była taka sama jak nazwa fanpage’u na facebooku, taka sama jak adres strony internetowej. Ponadto w przypadku działalności gospodarczej w nazwie firmy musi się znajdować imię i nazwisko właściciela. W ten sposób szybko znalazłam właścicielkę małej, jednoosobowej firmy. Sprawdziłam dziewczynę na facebooku – chciałam się upewnić, czy nie jest to osoba, która np. jest w jakieś desperackiej sytuacji. To nie jest tak, że w takiej sytuacji odpuściłabym sprawę, takie rzeczy zawsze trzeba wyjaśnić, ale do każdego trzeba mieć indywidualne podejście.
- Opublikowałam screen pokazujący tę sytuację (screen z facebooka tej firmy) – na mavelowym profilu na fb. Bardzo szybko dostałam ogromne wsparcie ♥, doping do działania, a także świadków całej sytuacji. Dużo osób przeszło na profil wspomnianej firmy i wyraziło swoje oburzenie i niezadowolenie. Ale spokojnie – nie było hejtu, nie było chamskich zachowań. Ludzie też sugerowali tej firmie, że wypadałoby przeprosić, przyznać się do błędu.
- Po 15 minutach odkąd opublikowałam wpis na facebooku otrzymałam fachową pomoc prawną (Krzychu, Jacku – jeszcze raz przeogromnie dziękuję ♥♥♥). Zamierzałam się zgłosić ze sprawą do prawnika, ale pomoc przyszła sama
- W poniedziałek rano ciśnienie mi spadło, a plakaty z facebooka firmy XYZ zaczęły znikać. Moja facebookowa grupa wsparcia monitorowała sytuację na profilu złodziejaszka i sugerowała, że to trochę głupie, że może warto się przyznać? Pomyślałam, że dam tej osobie tydzień na pozbieranie myśli i miałam nadzieję, że dostanę w tej sprawie jakiegoś sensownego maila.
- W międzyczasie przygotowałam pismo. To takie pismo informujące, że wiem o sprawie, mam dowody, chciałabym w ramach zadośćuczynienia uzyskać to, to i to, a jeżeli tego nie dostanę to pójdę ze sprawą do sądu.
- Niestety nikt się do mnie nie odezwał. Po tygodniu wysłałam maila z pismem, tego samego dnia dostałam maila z prośbą o mój numer telefonu, a następnego dnia rozmawiałam z osobą, która wzięła winę na siebie i ustaliłam szczegóły zadośćuczynienia. I w zasadzie kolejnego dnia było już po sprawie.
Co zawierało wysłane przeze mnie pismo z oczekiwaniem zadośćuczynienia?
Moje projekty zostały wprowadzone do sprzedaży i rzecz jasna miałam prawo ubiegać się o rekompensatę finansową. Jednak pismo, które napisałam miało na celu załatwienie sprawy bez konieczności chodzenia po sądach, jest to coś na zasadzie zaproponowania ugody. W ramach zadośćuczynienia wymieniłam:
- Usunięcie moich projektów ze sprzedaży (internet + nośniki fizyczne)
- Przyznanie się do kradzieży i przeprosiny na facebooku
- Przelanie kwoty 500 zł na rzecz Fundacji 2 plus 4
Zaproponowana przeze mnie kwota nie jest moją stawką ani za jeden ani za dwa projekty. To kwota, którą uznałam za rozsądną – taka suma nikogo nie zrujnuje, ale jednocześnie jest to kwota, która pozwoli drugiej stronie dobrze zapamiętać tę sprawę i wyciągnąć wnioski.
Czy wszystkie punkty zadośćuczynienia zostały spełnione?
To o co drżącym głosem prosiła mnie kobieta, z którą rozmawiałam było zrezygnowanie z oficjalnych przeprosin. Nie rozmawiałam z właścicielką, a z jej koleżanką, która wzięła całą winę na siebie (chociaż uważam, że właścicielka również powinna zabrać w tej sprawie głos). Doskonale wiem, jak to jest prowadzić małą działalność, wkładać w coś wiele wysiłku, czasami po nocach. To nie była duża korporacja, a mała firemka, która nawet nie do końca wiedziała jak zachować się w tym przypadku. Absolutnie nie chcę tutaj nikogo wybielać, ale starałam się podejść do sprawy po prostu po ludzku. Poza tym jednym, wszystkie inne moje oczekiwania zostały spełnione.
Co w przypadku, gdyby na tym etapie firma XYZ odmówiła współpracy?
Wysłałabym jeszcze jedno pismo sugerujące, że nie żartuję i że naprawdę pójdę do sądu (wezwanie przedsądowe). Takie pismo warto wysłać przez kancelarię prawną, tak żeby druga strona miała większą pewność, że nie ma tu mowy o blefowaniu. Jeżeli drugie pismo nie przyniosłoby odzewu to następnym etapem byłoby zgłoszenie sprawy do sądu.
Czego domagałabym się w sądzie?
Również zadośćuczynienia.W przypadku pieniędzy tym razem byłaby to pełna kwota za 2 projekty, ponadto ze względu na okoliczności miałabym prawo do ubiegania się o trzykrotność tej kwoty. I łącznie byłaby to kwota znacznie wyższa niż wspomniane 500 zł. Dla drugiej strony byłoby to jeszcze o tyle problematyczne, że kradzież to przestępstwo, czyli dodatkowo zostałoby wszczęte postępowanie z tytułu dopuszczenia się kradzieży.
Dlaczego nie odpuściłam sprawy?
Spotkałam się z opiniami, że nie warto zawracać sobie głowę takimi rzeczami. Publikujesz coś w internecie to miej świadomość tego, że cię mogą okraść. A prawnik kosztuje, więc nie ma co walczyć o swoje prawa. SERIO – spotkałam się z takimi opiniami. Ale to nie były opinie, które ja od kogoś usłyszałam. Poszukałam trochę w internecie na temat tego, że kogoś okradli i co dalej można z tym zrobić. I bardzo często w komentarzach pojawiały się właśnie takie sugestie.
- Oczywiście nie jestem naiwna i mam świadomość tego, że publikowane przeze mnie projekty mogą zostać wykorzystane w niewłaściwy sposób. Nie oznacza to jednak, że się na to zgadzam, bo ja jedna wiem ile czasu i serca poświęcam na te projekty. O dużo za dużo, żeby ktoś na mojej pracy zarabiał w prosty i szybki sposób.
- Skoro moi Klienci płacą za moje grafiki to czemu miałabym dawać komuś takie gratisy? Odpuszczenie sprawy byłoby nie w porządku również wobec moich Klientów.
- Odpuszczając sprawę dałabym wyraźny sygnał, że generalnie można brać z mavelo co popadnie i sprzedawać. Skoro jedynie trochę posmęcę na facebooku i nic z tym nie zrobię to chyba nie ma się co obawiać jakieś odpowiedzialności.
- Uważam, że nie można zostawiać takich spraw niewyjaśnionymi. Trzeba walczyć o swoje prawa, zdobyć nowe doświadczenie i wiedzę.
Czy znajduję w całej sprawie jakieś plusy?
Jestem daleka od cieszenia się z tej sytuacji, naprawdę wolałabym, żeby nikt mnie nie okradał. Ale jeżeli taka sytuacja miała miejsce, to chciałam w niej znaleźć jakieś korzyści. I tak – jest kilka plusów!
- Spotkałam się z dużym wsparciem ze strony czytelników, ze strony znajomych i bliskich mi osób! To było naprawdę pokrzepiające Wiem, że 99% czytelników mavelo to uczciwe osoby, które nie zrobiłyby czegoś takiego. Dlatego myśl o zaniechaniu blogowania trwała może kilka minut (a może krócej) – zbyt wielką fradję sprawia mi kontakt z Wami i tworzenie tego bloga.
- Dowiedziałam się nowych rzeczy na temat praw autorskich, wiem więcej niż wiedziałam przed tym całym zamieszaniem. Na studiach co prawda miałam prawo autorskie, ale tak naprawdę pomoc prawnika była tutaj nieoceniona – sama nie umiałabym odnieść się do konkretnych paragrafów (a jeżeli spróbowałabym to robić na własną rękę to na pewno nie wyszłoby tak profesjonalnie)
- Mimo tego, że internet głęboki i szeroki to mam przeświadczenie, że takie nadużycia prędzej czy później wyjdą – od czasu do czasu dostaję od czytelników sygnały, że ktoś być może narusza moje prawa autorskie i wolą się upewnić, czy np. wyrażam na coś zgodę.
- 500 zł powędrowało na fundację, tam te pieniądze na pewno się przydadzą! Oczywiście nie gardzę pieniędzmi i 500 zł to dla mnie dużo, ale stwierdziłam, że nie mam ochoty widzieć tych pieniędzy, a można je przecież wykorzystać w dobry sposób.
Mogłabym napisać na ten temat dużo, dużo więcej, ale post jest już i tak wystarczająco długi Starałam się, żeby poruszyć to co najważniejsze. Może to nie jest wielka sprawa, wielka kradzież i nie mówimy tu o wielkich pieniądzach. Uważam jednak, że warto o tym mówić – dzięki temu zarówno twórcy, jak i osoby wykorzystujące takie pliki stają się bardziej wyczulone na aspekty prawne. Pani, z którą rozmawiałam przez telefon powiedziała, że nie wiedziała, że tak nie można. Że jeżeli projekt jest do pobrania za darmo w internecie to może z nim robić co chce. A prawda jest taka, że jeżeli nie masz licencji na sprzedaż to nie możesz takiej pracy sprzedawać. Pomijam fakt, czy mówiła mi prawdę, czy nie – chciała jednak zapłacić pełną kwotę (czyli trzykrotność wartości projektów), a kiedy zrezygnowałam z przeprosin to chciała mi wysłać prezent i podziękowała za takie załatwienie sprawy. Nie pochwalam tego co się stało, ale na każdy przypadek trzeba patrzeć indywidualnie i po ludzku.
Nie ukrywam, że poruszenie tego tematu było dla mnie trudne. Naprawdę najchętniej pisałabym tu o samych dobrych rzeczach Na koniec zachęcam Was do dyskusji – dajcie znać co myślicie o tej sprawie, a jeżeli mieliście kiedyś podobną sytuację to koniecznie dajcie znać!
