Menu
lifestyle / rozwój

3 publikacje z dzieciństwa, które ukształtowały mój styl projektowania

Nie bez kozery mówi się, że „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Chyba nie ma osoby, u której różne wydarzenia czy pasje z dzieciństwa, nie dawałyby o sobie znać w dorosłym życiu. Takie wspomnienia można albo upchnąć gdzieś z tyłu głowy, albo pielęgnować i rozwijać. Co jakiś czas uwielbiam powspominać lata 90, które stanowiły większość mojego dzieciństwa. Nie było wtedy takiego dostępu do komputerów, czy programów graficznych, ale dzięki kilku świetnym publikacjom połknęłam tego bakcyla i ma to odzwierciedlenie w mojej pracy.

Jestem w trakcie rysowania nowych plakatów na bloga – wakacje to dla mnie przerwa od zajęć ze studentami, więc mam nieco więcej czasu, który poświęcam najczęściej na rozwój i takie różne malowanki, które dają mi ogromną frajdę. Ale zanim wrzucę tutaj te nowe ilustracje, chciałam Wam opowiedzieć, jak to wszystko w ogóle się zaczęło. Bo był już wpis na temat moich graficznych początków, a przecież wszystko zaczęło się znacznie wcześniej

Na pewno część z Was ma również takie pasje z dzieciństwa, które rozwija teraz pracując – może to szycie, gotowanie, robótki na szydełku, granie na jakimś instrumencie, a może też rysowanie?

U mnie właśnie, to rysowanie i rozmaite robótki ręczne udało się przekuć przekułam w zawód i lubię czasami o tym porozmyślać, ileż mam szczęścia, że zarabiać na tym, co kocham robić. Oczywiście bywa i tak, że pasję znajdujemy dopiero w dorosłym życiu, może nawet na emeryturze? Jednocześnie ciekawi mnie, czy jest to całkiem coś nowego, czy może jednak są to odświeżone zainteresowania z dziecięcych lat.

Bardzo duży wpływ, na to co robię dzisiaj, miało kilka publikacji. Zaraz zobaczycie o czym mowa, a jak mocno te książki siedzą w mojej głowie, zdałam sobie sprawę stosunkowo niedawno, może jakiś rok temu.

Wspomniane lata 90 nie były dla nas (mojej rodziny) łatwym okresem. Żyło się – delikatnie mówiąc – skromnie. Może nie będę się tutaj wdawać w szczegóły, bo zraz zalałabym klawiaturę morzem łez (już mam szklanki w oczach), ale jak każde dziecko chciałam mieć różne fajne zabawki i gadżety. Oczywiście miałam kilka super zabawek, no ba! Rodzice stawali na uszach, żebyśmy miały z siostrą Barbie, czy lalki płaczące (to był hit!). Były jednak i czasy, kiedy na nasze dziecięce zbytki nie było przez dłuższy czas ani grosza. I ogarniał mnie wtedy żal, ale zamiast rozpaczać i płakać, przechodziłam do działania! Bo jak nie możesz czegoś mieć, to to sobie zrób! A z papieru przecież można zrobić wszystko

1. „Wielka księga papieroplastyki”

Lekcja wyciągnięta z tej książki: z papieru możesz zrobić wszystko!

To co widzicie na blogu, to moja interpretacja wielu pomysłów z tej książki. Struktury wyglądają inaczej, inne są też zastosowania, ale czuć tego ducha dzieciństwa To tylko kilka przykładów na to, jak różne rzeczy potrafią inspirować i jednocześnie nie trzeba ich kopiować, a można stworzyć swoje, niepowtarzalne projekty.

Papierowe domy, to mój ulubiony projekt z tej książki. Dlatego chyba nikogo nie zdziwi fakt, że kiedy tylko nauczyłam się konstruować pudełeczka, to te konstrukcje poszły w kierunku mini-chatek? Te 20 lat temu, odtworzenie takich domków było poza moimi możliwościami. Ale teraz na Mavelo mamy małą kolekcję papierowych chałupek! I na pewno ta kolekcja będzie się powiększać. Tutaj zobaczysz wszystkie moje projekty.

Uszate projekty. Spójrzcie tylko na tego kota na ołówku, na zdjęciu poniżej. Nie przypomina Wam to czegoś ? Albo ten królik – też skądś to znam Inne zastosowanie, inna interpretacja, ale gwarantuję Wam, że te projekty z książki nie były bez znaczenia. Uszatki najbardziej ewoluowały w formie rozmaitych zakładek do książek, które znajdziecie tutaj.

Papier-mâché. Z tej książki dowiedziałam się, czym jest papier-mâché i swojego czasu naprawdę sporo rzeczy tworzyłam tą techniką. I kiedy zabrałam się za tą papierową głowę, sięgnęłam właśnie po przepis z „Wielkiej księgi papieroplastyki” – sprawdzony i niezawodny!

Takich luźnych inspiracji, które stanowią dla mnie bazę do pomysłów jest w tej książce sporo – mnóstwo pudełeczek, które składałam w dzieciństwie – takich prostych, czasami jednokolorowych. Ale to właśnie dzięki takim ćwiczeniom, nauczyłam się projektować pudełkowe bryły. Myślę, że to książka, która ma największy wpływ na to, co robię dzisiaj.

Jako ciekawostkę dodam, że w książce znajduje się 40 projektów, przygotowanych przez 15 osób (!), do tego ilustracje tworzyło 9 osób, a za zdjęcia odpowiadało 3 fotografów. Dzisiaj chyba żadne wydawnictwo nie zgodziłoby się na tak liczny zespół

2. „Każde dziecko to potrafi”

Lekcja wyciągnięta z tej książki: jak z niczego zrobić coś.

W tej książce mamy różnorodność: są i projekty z papieru, ale również ze słoików, rolek po papierze toaletowym, jest też sporo prac wykonanych z masy solnej. Przeglądając teraz tę książkę, utwierdzam się w tym, żeby do projektów DIY na blogu podchodzić bardziej różnorodnie. Był czas, że skupiałam się tylko na projektach graficznych, a przecież inne formy są równie rozwijające.

Książka była wydana w 1993 roku i jej autorami są Niemcy – w tamtych czasach na polskim rynku nie było tak różnorodnych materiałów, znowu trzeba było kombinować czym zastąpić kolorowe wyciorki, alb styropianowe kule

Papierowe etui na ścianę. Wracamy do tego, że z papieru można zrobić wszystko W przypadku książki były to papierowe kapcie, na okulary i drobiazgi. A u mnie są liski-organizery Funkcja i zamysł dokładnie takie same, ale wykonanie całkiem inne!

Lampion pięciokątny. Jak bardzo przypomina mi to moja gwiezdną girlandę! Jak się w dzieciństwie składało taki lampion, to dużo łatwiej przejść do zaprojektowania gwiazdek z papieru i osadzenia ich na świecącym sznurze. No i znowu projekt z papieru, a jakże

Przeglądając tę książkę, widzę wiele projektów, które królują dzisiaj na pintereście. Jednak, kto na co wpadł pierwszy, co jest odtwórcze – ciężko stwierdzić. Zawsze najważniejszy jest to, co wkładamy od siebie, można (a nawet trzeba) szukać inspiracji w innych miejscach. Ale najważniejsze, żeby projekt pozostał taki „nasz” i pracę włożoną we własny styl widać zawsze.

3. „Kaczor Donald”

Lekcja wyciągnięta z tej książki: dodatki są fajne!

Oj to był hit! Czy ktoś z tu obecnych był w klubie Kaczkofanów? Ja oficjalnie nie przynależałam (trzeba było zebrać z 10 osób i wysłać listownie zgłoszenie klubu), ale mentalnie na 200%! Miałam nawet jakąś legitymację, która była dołączona do jednego numeru. No właśnie – bo oprócz wciągających komiksów, to super dodatki były nieodłączną częścią fenomenu „Kaczora Donalda”.

Dodatkami były różne karty i legitymacje, etui, czy kaczogrodzkie pieniądze. Myślę, że mogło to mieć wpływ na przygotowanie takiego czy takiego etui. Niestety nie mam tych wszystkich papierowych dodatków, bo intensywnie ich używałam i z czasem albo zaginęły, albo się zniszczyły i zostały wyrzucone.

Na pewno nie bez znaczenia była dla mnie seria „Kaczki w kosmosie”. Mapę nieba gwieździstego miałam powieszoną w moim kąciku i był to dla mnie jeden z najwspanialszych dodatków z Kaczora Donalda (to co widzicie poniżej, to archiwalny numer kupiony na allegro, taki ze mnie kaczy freak ;)). Dzięki Kaczkom w kosmosie, mamy tu takie czy takie plakaty. Albo te zakładki do książek. Tak, tak moi mili – nawet nie wiecie, jak często chodziła mi po głowie ta dołączona mapa nieba gwieździstego z 1998 roku.

Wrócę jeszcze do tej lekcji, o której napisałam. Dodatkami do mojego bloga są właśnie grafiki. W przypadku Kaczora Donalda 95% dodatków, to było coś z papieru, co można było złożyć samodzielnie. Tak – papier raz jeszcze.


Mam jeszcze kilka innych książek z dzieciństwa, które zajmują wyjątkowe miejsce w mojej biblioteczce – są głównie o rysowaniu. Jednak najwięcej satysfakcji i rozwoju manualnego dały mi jednak te publikacje, które opisałam powyżej. To były czasy bez pinteresta, bez twórczych blogów czy powszechnie dostępnych warsztatów DIY. Każdy projekt z książki przeglądało się setki razy i odkrywało nowe pomysły i całkiem nowy sposób na wykonanie, a co za tym idzie – zupełnie nowy twór!

Rzadko piszę tutaj tak bardzo osobiste rzeczy, a ten wpis jest dla mnie naprawdę bardzo osobisty. Sama pewnie niejednokrotnie będę tu wracać – zwłaszcza, kiedy dopadnie mnie twórcza niemoc, albo będę miała gorszy dzień. Jeśli Wy również macie takie pasje z dzieciństwa do wypielęgnowania, to pielęgnujcie. „Czym skorupka za młodu…” – ja nasiąkłam papierowymi konstrukcjami i poczuciem, że najlepsze dekoracje tworzy się samodzielnie

Muszę jeszcze dodać, że nie bez znaczenia była wyrozumiałość moich Rodziców. Doskonale pamiętam, że podczas wypiekania ozdób z masy solnej spaliłam w piekarniku patelnię, że kiedy robiłam papier-mâché, to zdarzało się, że fruwał po ścianach. Albo że moja Mama potrafiła przełknąć to, że jej najporządniejsze prześcieradło zostało przeze mnie zagospodarowane na płótno do malowania (znalazła to prześcieradło złożone jak gdyby nigdy nic, tyle że z wielką dziurą). A tych zdarzeń było znacznie więcej! Za tę wyrozumiałość i wspieranie moich różnych pomysłów, jestem ogromnie wdzięczna

18 komentarzy

  • Ania Kalemba
    20 lipca 2018 at 14:39

    Kaczor Donald- klasyk! Ale 'Każde dziecko to potrafi’ miała moja ciocia przedszkolanka i zaczytywałam się w tej książce za każdym razem jak do niej przychodziłam!!! Nigdy się nie uważałam za jakąś megakreatywną osobę ale teraz coraz bardziej mi się to podoba!!

    Odpowiedz
    • weronika | mavelo
      21 lipca 2018 at 11:40

      Jestem od Ciebie o tyle starsza, że nie pomyślałabym, że ty też czytałaś Kaczora! No ale ja go bardzo długo kupowałam, był czas, że po kryjomu czytałam, bo koleżanki były już na etapie Bravo Girl
      Ania, sam Twój blog świadczy o tym, jak bardzo kreatywna jesteś

      Odpowiedz
  • Asia Dobrzańska
    20 lipca 2018 at 16:17

    Świetny wpis:) bardzo inspirujący i widać jak wielki wpływ ma na nas przeszłość, a że sama jestem z TYCH lat:D dobrze znam kaczora Donalda (miałam jeszcze komiksy z myszką Mickey i pozostałe książeczki:D Aż mi się zrobiło sentymentalnie:D Uwielbiam Twojego bloga i serdecznie pozdrawiam

    Odpowiedz
    • weronika | mavelo
      21 lipca 2018 at 11:43

      Bardzo dziękuję Asiu No właśnie – TE lata Cudowne, kolorowe, trochę kiczowate i mega kreatywne :)) A komiksów z Myszką Mickey w ogóle nie kojarzę, no to teraz czuję, że coś mnie ominęło! ;))

      Odpowiedz
  • Joanna Glogaza
    20 lipca 2018 at 17:22

    Byłam wielką fanką Kaczora Donalda, i książki każde dziecko to potrafi też! Do dzisiaj mi się marzy domek dla misiów haribo z herbatników:) I też się zastanawiałam, skąd wziąć te wszystkie materiały – surową wełnę na owieczki czy coś z masą perłową:)

    Odpowiedz
  • Pani od biologii
    20 lipca 2018 at 19:38

    Weronika, wspaniale się czyta o Twoich najwcześniejszych inspiracjach! I super, że zamiast „udało się” jest „przekułam” – ostatnio zaczęłam zwracać uwagę na takie różnice, słowa mają moc.

    Ps. A ja zaczytywałam książki o doświadczeniach biologicznych i obserwacji przyrody, teraz jestem panią od biologii

    Odpowiedz
    • weronika | mavelo
      21 lipca 2018 at 12:15

      Ale super, że u Ciebie też wyszła praca z pasji :))
      Z tymi słowami ja też się bardzo pilnuję! My kobiety mamy tendencje do umniejszania swojego wkładu, w pełni się zgadzam – słowa mają moc! Przede wszystkim dla nas samych.

      Odpowiedz
  • Jola (Pixel Kolor)
    20 lipca 2018 at 20:49

    Pamiętam te stosu gazet Kaczora Donalda. Muszę poszukać, bo chyba mam gdzieś jeszcze kilka numerów schowanych. Zdecydowanie zbyt trudno było mi się tak po prostu z nimi rozstać.

    Odpowiedz
    • weronika | mavelo
      21 lipca 2018 at 12:16

      Czyli Kaczor Donald rządzi! Ciekawa jestem, czy dzisiaj dzieci byłyby równie zainteresowane tą publikacją

      Odpowiedz
  • Agnieszka Wieczorek
    22 lipca 2018 at 13:13

    Ale mi przypomniałaś. Kaczor Donald – jak ja uwielbiałam ten magazyn. Też nie należałam oficjalnie do klubu, ale zbierałam wszystkie te gazety i jeszcze takie grube komiksy. U mnie to było bardziej z zamiłowania do bajki niż jakiś twórczych zainteresowań

    Odpowiedz
    • weronika | mavelo
      22 lipca 2018 at 21:57

      Komiks Gigant! Miała go moja przyjaciółka i od niej pożyczałam Świetne były te komiksy! Ale fajnie, że Kaczor Donald cały czas wywołuje tyle emocji :))

      Odpowiedz
      • Agnieszka Wieczorek
        23 lipca 2018 at 21:56

        Dokładnie Komiks Gigant Poszłam dziś na strych w poszukiwaniu komiksu, ale go nie znalazłam Jutro idę szukać dalej!

        Odpowiedz
  • Gustaw Grochowski
    23 lipca 2018 at 09:04

    Kaczor Donald ok! Pamiętam jak co roku na wakacje z samego rana biegłem do kiosku, bo na całą miejscowość nad morzem przyjeżdżały 3… A jaki był smutek, jak ktoś mnie uprzedził! Na szczęście tato zawsze skądś potrafił mi załatwić nowy numer;)

    Odpowiedz
  • Janusz Kamiński
    31 lipca 2018 at 15:52

    Ta pierwsza książka, jest zdecydowanie fajna.

    Odpowiedz
  • Anita
    15 kwietnia 2022 at 12:52

    Ach, ta nostalgia! Ja pamiętam komiksy z Kaczorem Donaldem. Miałam całą kolekcję – chyba większość dzieci z lat 90-tych je znało. Szkoda, że obecnie maluchy tak niechętnie sięgają po książki. Mam wrażenie, że na początku łatwiej jest zachęcić smyka do czytania. Później poznaje technologie, które wydają się ciekawsze. We wszystkim trzeba zachować umiar Mój syn każdego dnia ma kontakt zarówno ze smartfonem, jak i czytankami. Myślę, że udało nam się osiągnąć ten balans. Mam nadzieję, że jako nastolatek tez będzie potrafił rozsądnie wybierać.

    Odpowiedz
  • Lamotek.pl
    12 kwietnia 2023 at 13:44

    Ojej! Dzięki temu wpisowi wróciły do mnie cudowne wspomnienia!

    Odpowiedz

Skomentuj Pani od biologii Anuluj odpowiedź