Czy macie czasem takie dni, że nie możecie patrzeć na telefon, komputer, a ta cała ciągła (wirtualna) łączność ze światem działa na Was przytłaczająco? Ja tak miewam, a ostatnie tygodnie były wyjątkowo ciężkie. Winy doszukuję się w moim pracoholizmie – do 14 godzin na dobę przy komputerze. Ileż można :| Cały czas on-line, pod telefonem, pod mailem. Upadłam na głowę i mam tego świadomość.
Blog zamilkł na ponad miesiąc, ale to dlatego, że myśl o kolejnych minutach spędzonych przed monitorem wywoływała u mnie drgawki. A przecież prowadzenie bloga to przyjemność, nie chciałabym, żeby było inaczej :).
W ostatni weekend maja wybraliśmy się z Emilem na upragnione mini-wczasy – nad morze. Pośpiech życia codziennego przyczynił się do tego, że od dwóch lat nie wyjeżdżaliśmy na wakacje. Swoją drogą myślę, że to nie do końca dobry model, który wyniosłam z domu. Moi rodzice do tej pory nie potrafią zorganizować sobie wyjazdu na dłużej niż 4 dni, bo zawsze jest praca, są jakieś obowiązki.
Do ostatniego momentu pracowałam, Emil w tym czasie ogarniał mieszkanie, żeby jednak powrót do domu miał w sobie jakiś urok. Napisałam ostatniego maila i poszłam się szybko spakować. Kiedyś na pakowanie poświęciłabym cały wieczór, teraz wystarczyło 15 minut.
Podróż przebiegła wyśmienicie, dojechaliśmy na miejsce wieczorem. Licząc od następnego dnia mieliśmy 2 pełne dni na odpoczynek. DWA DNI :)) Na spacery, rowery, bieganie po plaży, zajadanie się pysznościami. Pogoda była cudowna – ponad 20 stopni, woda w Bałtyku ciepła, a do tego sezon w nadmorskich miejscowościach jeszcze się nie zaczął. Oznacza to tyle, że plaże i ulice były niemal opustoszałe. Swoją drogą to ciekawe jak te miasteczka wyglądają bez szeregu straganów i stolików wystawionych przed każdą jadłodajnią. Spokój – tego bardzo potrzebowałam. Garstka turystów oczywiście również się znalazła, ale nie było tłoku. Przy czym ten wakacyjny, nadmorski zgiełk to nic złego – ma swój urok, klimat odpoczynku i lenistwa. Ale tym razem potrzebowałam czegoś innego.
Przez cały czas towarzyszyła nam Trufla (a kiciunia została w domu pod dobrą opieką :)). Pierwszy raz widziała morze, ach ile radości sprawiły fale i piasek – duuużo piasku. Największą frajdę sprawiało jej zakopywanie patyków, ale polowanie na mewy to też była nie lada zabawa. Oczywiście wiedzieliśmy, że żadnej nie złapie, więc obserwowaliśmy te pozy a`la hunter zrywając boki ze śmiechu :).
Trufla świetnie radzi sobie z wymierzaniem dołka pod patyk, bezbłędnie potrafi też zakryć swój skarb – co widać na załączonym obrazku ;). Swoją drogą – nie my, a nasz pies ma najwięcej zdjęć z tej podróży
Nie były to żadne Malediwy, ani inne Seszele. Nie był to dwutygodniowy urlop, a przedłużony weekend. Ale był to cudownie spędzony czas, oderwanie się od codzienności i nabranie dystansu. Minęły już prawie dwa tygodnie i znowu wpadłam w wir obowiązków. Tęsknię nad Bałtyk, ale niedługo tam wrócę…
14 komentarzy
Karolina
10 czerwca 2014 at 23:15O tak, miejscowości nadmorskie tuż przed wakacjami są najbardziej urokliwe. Trójmiasto i tak nie oddawało tego spokoju, ale różnica i tak była ogromna
Weronika
10 czerwca 2014 at 23:25No właśnie – nie tęsknisz do Gdyni?
Karolina
11 czerwca 2014 at 12:08Za plażą owszem, dlatego jadę tam za tydzień W końcu cudawianki będą i koncert Gentelmana juhuu
SzczęścioManiaczka
11 czerwca 2014 at 15:51Uwielbiam nasz Bałtyk, ale raczej na taki krótszy wypoczynek między sezonowy niż prawdziwe wakacje.W tamtym roku wybraliśmy się na tydzień do Łeby w środku sezonu i stwierdziłam, że nigdy więcej – hałas, tłumy, a na plaży nie było gdzie ręcznika rozłożyć. Rok wcześniej końcem września byliśmy na 4 dni we Władysławowie i zdecydowanie bardziej mi się podobało i lepiej wypoczęłam. Żałuję, że do morza mam aż tak daleko, bo zdecydowanie częściej bym chciała tam bywać
Weronika
16 czerwca 2014 at 10:33Ja niestety też mam daleko nad nasz Bałtyk, więc na takie wypady mogę pozwolić sobie bardzo rzadko. Gdyby nie te godziny jazdy z całą pewnością bywałabym tam częściej
Anna Tabak
15 czerwca 2014 at 18:29Taki odpoczynek, choćby przedłużony weekend od czasu do czasu jest bardzo potrzebny u mnie codzienność wygląda bardzo podobnie, praca, studia i też po kilkanaście godzin przed komputerem. Baterie ładuję odwiedzając w wolne weekendy rodziców, w lesie lub w ogródku. Po obronie też planuję 3-4 dniowy wyjazd w jakieś spokojne miejsce. Świetne, pozytywne zdjęcia, aż mi się zatęskniło za spacerami nad Bałtykiem
Weronika
16 czerwca 2014 at 10:36Dziękuję Aniu! To w takim razie doskonale Cię rozumiem. I ja często odpoczywam w weekendy u rodziców – bo nie ma jak pyszny obiad u mamy
Matylda
16 czerwca 2014 at 13:03Cudowne zdjęcia, od samego patrzenia poczułam się zrelaksowana. Zgadzam się z opiniami, że Bałtyk jest najbardziej urokliwy przed albo tuż po sezonie – można pozwolić sobie na dłuuuugie spacery brzegiem morza i nie czuć się jak na ruchliwej autostradzie.
Weronika
23 czerwca 2014 at 11:04Zawsze lubię wracać do wakacyjnych zdjęć I uwielbiam spacery brzegiem morza – mogę tak chodzić przez cały dzień
wenus-lifestyle
16 czerwca 2014 at 15:07Dobrze, że wypoczęłaś, czasami trzeba się zresetować A Twój uśmiech mówi sam za siebie
Weronika
23 czerwca 2014 at 11:04Oj tak, polecam każdemu. Całe szczęście teraz jest „sezon” na reset!
Pattie
20 czerwca 2014 at 18:23Rest jest potrzebny. Uporządkowanie myśli, a czasami chwila w ciszy i spokoju. Nabranie siły na nowe wyzwania. Odpoczynek od pracy i codziennych obowiązków aby nie wpaść w rutynę i cieszyć się tym co się robi.
Cieszę się, że do Nas wróciłaś.
Weronika
23 czerwca 2014 at 11:05Dzięki Pattie! Uporządkowanie myśli w tym zgiełku to podstawa. Żeby nie zwariować…
Mari
3 lipca 2014 at 09:27Ja też w tamtym roku byłam tylko na chwilę. Uwielbiam to może „nieprzydatne”, bez ludzi i bez pogody. Denerwuje mnie parcie na wakacje nad morzem, bo często ani pogody, ani ludzie nie są zbyt przyjemni, nastawieni wyłącznie na zysk. Choć to rozumiem, to czasem wydaje mi się, że gdybym miała planować dłuższe wakacje nad morzem z pewnością nie wybrałabym Bałtyku.